


Rusałka kratkowiec, która mi towarzyszyła w czasie odpoczynku nad Sanem miała właśnie ubarwienie formy letniej. Czasami może pojawić się jeszcze trzecie pokolenie, które przywdziewa sukienki będące połączeniem obu poprzednich motylich kreacji.
Zbliżaliśmy się do schroniska "Koliba" w Przysłupiu Caryńskim. Wiatr przyniósł dziwny, odurzający zapach. Nie mogliśmy się zdecydować, czy jest on przyjemny czy raczej nie. Zdania były podzielone, większość określiła go jako drażniący. Rozejrzałam się - przy drodze rosły gęste zarośla utworzone przez roliny o ładnych, pierzastych liściach i białych kwiatach. To właśnie te drobne kwiaty, zebrane w pompony pachniały tak intensywnie. Kwiaty miały charakterystyczne czerwone pylniki. Takie aromatyczne powitanie zafundował nam dziki bez hebd, który rośnie bujnie przy drodze obok schroniska "Koliba".
Roślina jest w całości trująca, chociaż niektóre ptaki zjadają jej czarne owoce. Zimę roślina „przesypia” w postaci podziemnych rozłogów. Nadziemne łodygi, choć są grube i wyglądają solidnie, to nie drewnieją i zamierają na zimę. Latem dziki bez hebd jest licznie odwiedzany przez motyle, zwłaszcza rusałki. Jeden z nich – rusałka admirał wdzięcznie pozował nam do zdjęć.
W czasie naszych wędrówek po bieszczadzkich szlakach spotykamy stare buki o dramatyczne powyginanych pędach. Niektóre mają wyjątkowo grube, krępe pnie. Bywa, że kilka pni wyrasta z jednego korzenia. Potężne konary tych buków rozrastają się szeroko na boki na niezbyt dużej wysokości (ok. 1,5 m). Ich fantastyczne kształty dają pole do popisu naszej wyobraźni. W ten sposób spotkałam kiedyś pośród lasu tańczącą parę. A może to byli kochankowie w miłosnym uścisku? Co tam komu fantazja podpowie ;)
Ciekawe kształty pni buków powstają także pod wpływem zjawiska zwanego spełzywaniem, które opisałam w osobnym poście Spełzywanie.
Bieszczady są miejscem, gdzie żyje najwięcej niedźwiedzi brunatnych w Polsce. Jednak bezpośrednie spotkania z tym dużym ssakiem zdarzają się rzadko. Łatwiej można natrafić na jego ślady w postaci tropów odciśniętych w miękkiej glinie, czy na śniegu. Czasem obecność niedźwiedzia zdradzają też inne znaki, takie jak rozgrzebane mrowiska, ślady potężnych pazurów na pniach drzew lub zbutwiałych kłodach. Taki oryginalny rysunek, wykonany przez niedźwiedzie pazury, można obejrzeć w zupełnie nietypowym miejscu, bo na ścianie drewnianej cerkwi w Smolniku nad Sanem.
Chociaż wędrowałam na zachód od Osławy, więc geograficznie był to już Beskid Niski, nie zaś Bieszczady, to przyroda nie dała mi odczuć wyraźnej różnicy. Tak samo mogłam nacieszyć oczy widokiem łagodnych pagórków, porośniętych buczyną. Na wzgórzu o nazwie Kamień zatrzymałam się dłużej. Sporo tu było drzew o fantazyjnie powyginanych pniach i wielkich głazów rozrzuconych na grzbiecie góry. Kamieni leżało zdecydowanie więcej niż jeden, jak sugerowała nazwa ;-)
Te drzewa wybrały się na, ledwie zauważalny, spacer w dół stoku. Taką podróż zawdzięczają zjawisku spełzywania. Występuje ono nawet na słabo nachylonych stokach, szczególnie, gdy gleba jest bogata w minerały ilaste, które pod wpływem wody pęcznieją i tracą spójność. Grawitacja sprawia, że plastyczna warstwa gruntu wolno wędruje w dół stoku. Widocznymi oznakami tego bardzo powolnego procesu są, między innymi, właśnie zdeformowane pnie drzew.
Z nastaniem wiosny, kiedy ziemia rozmarza, a topniejące śniegi rozmiękczają grunt, wierzchnie jego warstwy zsuwają się w dół zbocza. To przesuwanie się wierzchniej warstwy gleby powoduje pochylanie się rosnących tam drzew. W czasie wegetacji drzewa, które mają naturalną tendencję do pionowego wzrostu w górę, wyginają się u podstawy. W ten sposób odzyskują pionową postawę, za to ich pień staje się łukowato wygięty. Proces trwający latami daje w efekcie "tańczące" drzewa na zboczu góry.