niedziela, 22 sierpnia 2010
Bieszczady - zaskroniec i jego żółte plamy skroniowe
Mogła być to żmija, chociaż ma ona ciało bardziej masywne i krępe niż wąż, którego spotkaliśmy.
Mógł to być melanistyczny zaskroniec. W Bieszczadach spotykano takie osobniki, u których charakterystyczne, żółte plamy skroniowe, całkowicie zanikły.
Tego dnia znaleźliśmy też małe "stadko" kurek (pieprznik jadalny). Nasz domniemany zaskroniec mógłby sobie pożyczyć trochę żółtego koloru od tych małych grzybków ;-)
Na zdjęciu poniżej pięknoróg lepki - grzyb o podobnej do kurek, żółtej barwie owocnika, który jednak nie jest jadalny. Zdobił spróchniały pień w pobliżu Jeziorek Duszatyńskich.
poniedziałek, 19 lipca 2010
Podróż w Bieszczady
Teraz też w Bieszczady można dojechać pociągiem. Koleją docieramy do Zagórza i dalej możemy kontynuować podróż po żelaznej drodze w dolinę Osławy do Komańczy i Nowego Łupkowa, albo możemy przesiąść się na autobus lub bus, żeby odjechać w Bieszczady Wysokie.
Lubię oglądać rozmazany krajobraz z okien pociągu, szczególnie kiedy z płaskiego zmienia się w coraz bardziej pofałdowany. Już za kilka dni zanurzę się w morzu zieleni.
wtorek, 25 maja 2010
Bieszczady - wiosna nad Sanem
Nie przeszkadza im zbytnio, kiedy wiosną rzeka rozlewa swoje wody.
Bardzo efektownie prezentowały się okazałe kwiatostany lepiężnika różowego, któremu na takich terenach towarzyszy również lepiężnik wyłysiały.
Jaskrawe, żółte kwiaty kaczeńców (knieć błotna) świeciły, jak małe słoneczka i nie pozostawiały wątpliwości, że już na pewno jest wiosna!
wtorek, 18 maja 2010
Bieszczady - kolejka wąskotorowa z Majdanu do Balnicy
Zabrałam nawet aparat fotograficzny, zapraszam więc na opowieść obrazem malowaną:
Skąd tu się wzięły bańki mydlane?
Stacja Majdan:
Jedziemy na spotkanie burzy:
Balnica - przystanek w środku lasu:W czsie postoju można pożywić się świeżymi jagodami z cukrem:
Ten wilk ;) polował na bułkę:
czwartek, 6 maja 2010
Bieszczady - cerkiew w Komańczy
Był już zmierzch, kiedy zrobiłam tę fotografię, rekonstruowanej po pożarze, cerkwi w Komańczy. Okaleczone drzewa rosnące w pobliżu, nie pozostawiały wątpliwości, że ogień był wielki. Zabytkowa cerkiew spłonęła prawie doszczętnie. Dzwonnica stojąca obok – ocalała. Ponoć pożary drewnianych cerkwi, to nic niezwykłego – w historii budowli zdarzają się średnio, co 100 lat. Dzięki drobiazgowej dokumentacji, jaką posiadała ta cerkiew, udało się ją dokładnie odtworzyć. Ogień strawił jednak bezpowrotnie całe wyposażenie świątyni, które jak dusza, nadaje charakter takiemu miejscu.
środa, 28 kwietnia 2010
Bieszczady - żmija zygzakowata
Ścieżka była mocno zarośnięta, więc patrzyłam uważnie, gdzie stawiam stopy. Nie chciałam ryzykować nadepnięcia na wygrzewającą się na nasłonecznionym stoku żmiję. Chociaż jej ukąszenie dla dorosłego, zdrowego człowieka nie powinno skończyć się tragicznie, wolałabym uniknąć takiej atrakcji.
Gady te można spotkać w różnych siedliskach. W pobliżu domostw, w stertach starych rupieci, desek, drągów, dykty, usypanych kamieni, w ruinach dawnych budowli, na zarośniętych cmentarzach i poboczach dróg. Można też natknąć się na nie, na terenach zbliżonych do naturalnych, takich jak łąki i ich obrzeża sąsiadujące z gęstymi zaroślami. Zdaje się, że unikają otwartych terenów, na rozległych łąkach, czy polach. W lesie, gdzie dominują wysokie drzewa, też nieczęsto spotyka się żmiję. Z naturalnych siedlisk wolą obrzeża lasów i tereny w pobliżu strumieni.
Tym razem nie wypatrzyłam nigdzie zygzakowatego gada.
Żmiję spotkaliśmy kiedy indziej, oczywiście wtedy najmniej się jej spodziewałam. Miałam na nogach sandały, bo byliśmy na popołudniowym spacerze. Zeszliśmy na chwilę z drogi na zarośniętą łąkę. W ostatniej chwili zatrzymałam męża, bo spostrzegłam, że jego but celuje dokładnie w zagłębienie, które szczelnie wypełniało wzorzyste ciało żmii zygzakowatej! Była srebrzystoszara z wyraźnym ciemnym zygzakiem na grzbiecie. Prawie na migi daliśmy sobie znak i po cichutku wycofaliśmy się z tego miejsca.
środa, 21 kwietnia 2010
Bieszczady - deszcz w Cisnej i salamandra
które niosą stada chmur
ja lubię deszcz, deszcz w Cisnej.”
/muz. Jacek Mikuła, sł. Bogdan Olewicz/
Jak śpiewa Krystyna Prońko, w Bieszczadach nawet zwykły deszcz smakuje wyjątkowo.
Ponad 20 lat temu, taki deszcz w Cisnej przyniósł mi spotkanie z salamandrą plamistą. Wtedy pierwszy raz zobaczyłam, szykownie odzianą w lśniącą czarno-żółtą suknię, salamandrę. Wyszła na spacer po deszczu i na swoje delikatne ciałko zbierała krople dżdżu zwisające z wysokich traw. Poruszała się trochę nieporadnie i ale bez pośpiechu, jakby doskonale wiedziała, że nie ma wielu amatorów czyhających na jej życie. A to za sprawą gruczołów jadowych, rozmieszczonych na jej grzbiecie i z boku głowy.
Jaskrawe ubarwienie salamandry, to ostrzeżenie: „Uwaga! Nie próbuj mnie zjeść. Jestem niesmaczna i trująca.” Kiedy napastnik poczuje ostry, piekący smak jadu, traci ochotę na taką przekąskę i następnym razem, pewnie już nie zaczepi tego intrygującego płaza. Jad z gruczołów wydostaje się dopiero po bezpośrednim kontakcie ze skórą zwierzęcia. Nie potrafi ono wydzielić jadu samoistnie, nawet kiedy zostanie silnie przestraszone. Lepiej więc nie dotykać i nie brać do ręki delikatnej salamandry, bo chociaż dla nas jad nie stanowi zagrożenia, to może nieprzyjemnie podrażnić spojówki, kiedy potrzemy oczy.
Egzotyczna uroda salamandry i jej spokojne, jakby dostojne usposobienie sprawiły, że po każdym deszczu w Bieszczadach, wyglądam tego sympatycznego płaza.
Z ostatniego naszego spotkania mam pamiątkę, bo szczęśliwie wzięłam ze sobą aparat. Znowu było po sporej ulewie, którą przeczekaliśmy pod drzewami w drodze do Jeziorek Dusztyńskich.
W pobliżu brzegu jeziorka, w spróchniałym pniu, znalazła schronienie urodziwa czarno-żółta dama – salamandra plamista.
poniedziałek, 12 kwietnia 2010
10 kwietnia 2010 r. Katastrofa pod Smoleńskiem
Powtarzam za tragicznie zmarłą Panią Prezydentową Marią Kaczyńską, która w ten sposób łączyła się w bólu z matką zmarłych dzieci.
„16 września 2007 r. Maria Kaczyńska odwiedziła w szpitalu w Ustrzykach Dolnych Czeczenkę, której trzy martwe córki znaleziono w Bieszczadach. Kamisa D. i jej synek Mahomet trafili do szpitala po tym, jak zostali zatrzymani przez polską Straż Graniczną podczas nielegalnego przekraczania granicy polsko-ukraińskiej.”
środa, 7 kwietnia 2010
Bieszczady - dawne cmentarze
W Bieszczadach Wysokich, kiedyś zamieszkałych, teraz wyludnionych, takie miejsca są wyjątkowo wymowne. Prosty krzyż zrobiony z miejscowego piaskowca, albo odlany z metalu, tylko przez jakiś czas, będą wskazywały miejsce wiecznego spoczynku żyjących tu kiedyś ludzi. Chociaż przyroda tak nieuchronnie, choć nie bez wdzięku upomina się o swoje, to daje również wskazówki, gdzie kiedyś były cmentarze, czy stały świątynie.
Dawni mieszkańcy tych terenów, silnie związani z otaczającą przyrodą, również przy wyborze miejsca posadowienia świątyni i cmentarza kierowali się naturalnymi walorami terenu, przebiegiem strumieni czy sąsiedztwem drzew. Większość świątyń i towarzyszących im cmentarzy zostało ulokowanych w wyżej położonych miejscach, dobrze odprowadzających wody opadowe, w pobliżu strumienia, w otoczeniu dorodnych drzew.
piątek, 2 kwietnia 2010
Bieszczady - krzyż przy drodze do Beniowej
środa, 24 marca 2010
Bieszczady - festyn w Zatwarnicy
Pan podzielił mój gust i dodał, że on, to mógłby zamieszkać w kurnej chacie bez wygód i żyć tak, jak niegdysiejsi mieszkańcy tych terenów. Ciekawe, że nie tylko ja mam takie „dzikie” pomysły. Rozmowa zeszła na jadło, więc spytałam, czy wybiera się na festyn do Zatwarnicy, na degustację miejscowych specjałów. Bo ja, cały następny dzień zarezerwowałam sobie na ten kiermasz. Podjadłam tam, pośpiewałam, nacieszyłam oko tańczącymi, przyjrzałam się zgrabnej pracy rąk pana wyplatającego wiklinowe kosze.
Obejrzałam też prezentację autorstwa historyka - etnografa Bogdana Augustyna o tym, jak dawniej w Bieszczadach budowano. Ciekawe, czy sadzono kiedyś żywopłoty, bo na szlakach towarzyszą nam nieraz ciągnące się wzdłuż dróg zarośla tarniny, głogu, dzikiej róży, jałowców. Z powodzeniem mogłyby pełnić rolę żywych zasieków, oddzielających od nieproszonych gości. Dodałabym do tego zestawu, co kawałek, jeszcze krzewy bzu czarnego i kaliny, dla złagodzenia kolczastości. Oprócz funkcji grodzących, taki płot byłby też ucztą dla oka i podniebienia, nie tylko gospodarzy domu, ale także ich skrzydlatych i czworonożnych gości.
wtorek, 23 marca 2010
Burza i tęcza w Bieszczadach
Światło przed burzą jest zachwycające. Na zdjęciu poniżej, burza zbliżała się do Matragony z południowego wschodu.
Zdarzyła nam się burza, którą przesiedziałam w kucki pod najniższym drzewem i nie miałam najmniejszej ochoty wyciągać aparatu, żeby ją sfotografować. Dopiero po powrocie z wakacji dowiedzieliśmy się, że tego dnia na Połoninie Wetlińskiej piorun poraził dwoje turystów. Nadchodzącą burzę słychać było na długo przed tym, jak nawałnica zastała nas w pobliżu Dwernika Kamień. Zdążyliśmy zejść do lasu i przycupnąć w zagłębieniu. Po chwili poszycie lasu zakotłowało się. Patrzyłam, jak zeschłe, bukowe liście podskakują na ziemi wokół nas. To grad, wielkości laskowych orzechów, wprawił je w ten szaleńczy taniec. Patrzeliśmy zdumieni - grad w środku lata? Potem nagle zrobiło się ciemno, a po chwili las wokół nas wypełniła gęsta mgła. Czułam się jak w mrocznym horrorze. Musieliśmy odczekać dłuższą chwilę, zanim chmury się podniosły i pełni wrażeń wróciliśmy do domu na kolację. Całe szczęście, że nasi synowie tym razem nie chcieli iść z nami, a może właśnie szkoda, bo mieliby okazję doświadczyć burzy w górach i poznać kilka zasad zachowania się w czasie jej trwania.
Te dwa zdjęcia zamieszczone poniżej, zrobiliśmy pomrukującej zza ukraińskiej granicy burzy, która jednak nie pofatygowała się, żeby ją przekroczyć.
Za chwilę ogarnie nas mgła...
piątek, 19 marca 2010
Bieszczady - spotkanie z zaskrońcem
Widocznie nasza działalność, jako budowniczych, była na tyle cicha, że nie wystraszyliśmy mieszkańca okolic tego strumienia. Dzięki temu mogliśmy podziwiać eleganckie ruchy, przepływającego miedzy kamieniami zaskrońca. Chował się pod głazami i wdzięcznie wystawiał główkę ozdobioną żółtymi plamami za uszami.
Nasze dyskretne zainteresowanie jednak szybko mu się znudziło. Wypełzł więc na gęsto zarośnięty brzeg i w ten sposób pozbył się naszego towarzystwa.
poniedziałek, 15 marca 2010
Bieszczady - potok Hylaty o dwóch obliczach
Innym razem spędziliśmy popołudnie nad tym samym wodospadem w pogodny dzień. Chociaż szumiał łagodnie, to i tak po wyjściu na drogę, cały czas miałam w uszach gwar wody pluszczącej po kamieniach.
Nad wodą mogłabym siedzieć godzinami. Chociaż mówi się, że czas przypomina płynącą wodę, to kiedy jestem w jej pobliżu, czas przestaje dla mnie istnieć.
sobota, 13 marca 2010
Bieszczady - rośliny towarzyszące człowiekowi
W kilku miejscach w Bieszczadach widziałam duże połacie porośnięte szczawiem alpejskim. Ładnie to wygląda, taka kompozycja żywo zielonych, parasolowatych liści, przypominających rabarbar i kłosowatych, rdzawych kwiatostanów poutykanych gdzieniegdzie. Nie podejrzewałam, że taka malownicza ekspansja, jest związana z działalnością człowieka. Otóż roślina ta lubi rosnąć w miejscach bogatych w azot, czyli żyznych. Prawdopodobnie więc tam, gdzie rosną łany szczawiu alpejskiego, były kiedyś zagrody dla zwierząt.
środa, 10 marca 2010
Bieszczady - pobocza dróg
wierzby laurowej (w. pięciopręcikowej).
Kiedy wyjeżdżaliśmy rano, albo wracaliśmy ze szlaku, mijaliśmy kępy tych krzewów i zastanawiałam się, dlaczego tak błyszczą? Czy to poranna rosa, czy może przeszedł tędy deszcz?
piątek, 5 marca 2010
Bieszczady - dawne wsie
Latem znowu zachwycają mnie olbrzymie bukiety żółtych rudbekii, które "uciekły" z ogródków do przydrożnych rowów.
Na cmentarzu w nieistniejącej wsi Caryńskie, spotkałam kwitnącą smotrawę okazałą, która wyglądała, jak mały słonecznik z cieniutkimi, żółtymi płatkami.
Pewnie w przydomowych ogródkach rosła też mięta, której aromatyczne łany mijamy w czasie wędrówek. Zrywam wtedy jej aksamitne listki i wdycham orzeźwiający zapach.