Oj, chmielu, chmielu, ty bujne ziele,
Bez cie nie będzie żadne wesele.
Oj, chmielu, oj, niebożę,
Niech ci Pan Bóg dopomoże,

chmielu niebożę.

wtorek, 23 marca 2010

Burza i tęcza w Bieszczadach

Coraz częściej nie biorę już ze sobą na wycieczki aparatu fotograficznego. Trochę z wygodnictwa (nie chce mi się nosić małej cyfrówki, chociaż kiedyś targałam ciężkiego Zenita), a trochę dlatego, żeby nie rozpraszać się i chłonąć obrazy bez spoglądania na wyświetlacz aparatu. Do tej pory tylko jeden raz żałowałam, że nie mogę utrwalić tej chwili i zapisać obrazu, który dane mi było oglądać. Wracaliśmy z Kremenarosa na Rawki. Świeciło słońce, a jakaś figlarna chmurka ścigała się z nami, kto pierwszy dotrze na szczyt. Ostatnie metry podejścia pokonaliśmy pokropieni drobnym deszczykiem. Stanęliśmy na szczycie, podziwiając jeden z moich ulubionych widoków: Połoninę Caryńską. I wtedy, na tle lasu porastającego stok Małej Rawki, tuż pod moimi nogami, dostrzegłam śliczną tęczę. Wydawało się, że mogłabym na nią wskoczyć, tak była bliska i wyraźna. Pamiętam jej soczyste barwy i to, że przedzielała las na dwie części o różnych odcieniach zieleni. Nad tęczą las był ciemnozielony, a poniżej – szmaragdowy. Staliśmy jak zauroczeni. To był pokaz tylko dla nas, bo nikogo poza nami nie było w pobliżu. Dopiero po chwili pojawiło się małżeństwo z aparatem, ale po tęczy nie było już śladu.

Światło przed burzą jest zachwycające. Na zdjęciu poniżej, burza zbliżała się do Matragony z południowego wschodu.
Zdarzyła nam się burza, którą przesiedziałam w kucki pod najniższym drzewem i nie miałam najmniejszej ochoty wyciągać aparatu, żeby ją sfotografować. Dopiero po powrocie z wakacji dowiedzieliśmy się, że tego dnia na Połoninie Wetlińskiej piorun poraził dwoje turystów. Nadchodzącą burzę słychać było na długo przed tym, jak nawałnica zastała nas w pobliżu Dwernika Kamień. Zdążyliśmy zejść do lasu i przycupnąć w zagłębieniu. Po chwili poszycie lasu zakotłowało się. Patrzyłam, jak zeschłe, bukowe liście podskakują na ziemi wokół nas. To grad, wielkości laskowych orzechów, wprawił je w ten szaleńczy taniec. Patrzeliśmy zdumieni - grad w środku lata? Potem nagle zrobiło się ciemno, a po chwili las wokół nas wypełniła gęsta mgła. Czułam się jak w mrocznym horrorze. Musieliśmy odczekać dłuższą chwilę, zanim chmury się podniosły i pełni wrażeń wróciliśmy do domu na kolację. Całe szczęście, że nasi synowie tym razem nie chcieli iść z nami, a może właśnie szkoda, bo mieliby okazję doświadczyć burzy w górach i poznać kilka zasad zachowania się w czasie jej trwania.

Te dwa zdjęcia zamieszczone poniżej, zrobiliśmy pomrukującej zza ukraińskiej granicy burzy, która jednak nie pofatygowała się, żeby ją przekroczyć.


Za chwilę ogarnie nas mgła...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz